Bitwa pod wiatrakami
Pierwszy był Gogulski, drugi Majchrzak, trzeci Lewandowski, którego kula armatnia roztrzaskała w strzępy, tam przy wiatrakach, gdzie przy krzyżu Chrystus rozpięty.
M. Modrzyński
Od strony Kąkolewa, 11 stycznia 1919 roku, od wczesnych godzin rannych, dochodziły odgłosy walki. Na zwiad wysłano Jana Chrabczaka, który po powrocie oznajmił, że do Kąkolewa przybył niemiecki pociąg pancerny i atakuje stację kolejową.
Kąkolewa broniło w tym czasie tylko 100 powstańców. Jednak postanowiono nie wysyłać pomocy, ponieważ w Osiecznej spodziewano się w każdej chwili niemieckiego ataku.
Zgrupowane w miasteczku siły liczyły 350 osób, w tym kompania krzywińska – 160 osób, śmigielska – 120 i oddział osiecki 70.
Powstańcy byli uzbrojeni w karabiny ręczne, granaty, 4 lekkie i ciężkie karabiny maszynowe. Problemem był brak jednolitego dowództwa w związku z czym poszczególne oddziały działały – w zasadzie – na własną rękę.
Około godziny 13.00 zauważono, że oddziały niemieckie zbliżały się od Wyciążkowa w stronę Jeziorek.
Dzisiaj trudno ustalić, kto pierwszy powiadomił powstańców o zbliżaniu się nieprzyjaciela. Według jednej z wersji, pierwszym był Władysław Bensch, nauczyciel z Drzeczkowa, późniejszy kierownik szkoły w Osiecznej.
Będąc w Lesznie u fryzjera podsłuchał rozmowę Niemców, którzy mówili o maszerujących oddziałach niemieckich na Osieczną, aby ją zająć. Usłyszawszy to, Bensch udał się do Osiecznej, ale w Goniembicach spotkał proboszcza tamtejszej parafii, który zatelefonował do ks. Steinmetza w Osiecznej. Wkrótce – jak podał później Bensch – „usłyszałem w Osiecznej odgłos trąbki straży pożarnej. Ogłoszono tam alarm.”
Według drugiej wersji, jako pierwszy o zbliżających się oddziałach niemieckich, poinformował Stanisław Majewski. Zauważył on zbliżające się oddziały Grenzschutzu, będąc w majątku Jeziorki. Natychmiast udał się do Osiecznej, ale został zauważony przez Niemców, którzy zaczęli do niego strzelać.
Przy szosie leszczyńskiej spotkał posterunkowego Władysława Michałowicza z Wojnowic i Władysława Szperlinga. Majewski udał się do gospody Pieczyńskiego, by poinformować o przybyciu niemieckich oddziałów, powstańców z Krzywinia, którzy akurat jedli obiad. Do klasztoru, aby powiadomić powstańców śmigielskich, udał się Wincenty Juchniewicz.
Jest jeszcze trzecia wersja. Według niej zbliżające się do Jeziorek oddziały niemieckie, zauważyły trzy, stojące razem, osoby; Stanisław Majewski, Bruno Fabiańczyk i Leon Fabiańczyk. Pobiegli natychmiast do Osiecznej i przed gospodą Pieczyńskiego krzyczeli Niemcy, Niemcy! Idą na Osieczną przez Jeziorki! Powstańcy jedli obiad, ale na wiadomość o Niemcach natychmiast zareagowali.
Na zwiad w kierunku Jeziorek wysłano na rowerze Stanisława Szperlinga, który niebawem wrócił, ponieważ został ostrzelany przez niemieckie oddziały.
Oddziały Grenschutzu liczyły około 400 żołnierzy *. Były to dwie kompanie żołnierzy z 37 pułku fizylierów z Krotoszyna i 11 pułku grenadierów z Wrocławia.
Wojsko uzbrojone było w 2 działa polowe, miotacz min oraz 3 ciężkie i jeden lekki karabin maszynowy. Całością dowodził porucznik von Bismarck, syn administratora majątku Antoniny koło Leszna (obecnie miasto Leszno).
Niemiecki dowódca podzielił swój oddział na dwie grupy. Jedna z nich miała atakować wzdłuż szosy Osieczna – Leszno, a druga wzdłuż szosy Goniembice – Raduchowo – Osieczna.
Powstańcy podzielili się na dwie grupy, dowodzone przez Antoniego Ciesielskiego i Stanisława Poprawskiego. Zajęli wzgórza obok wiatraków. Wśród nich usadowili się osieccy powstańcy pod dowództwem Franciszka Muszyńskiego. W zastępstwie nieobecnego komendanta grupy krzywińskiej, * pierwsze rozkazy dotyczące rozpoczęcia walki wydał Ciesielski. Po przybyciu Namysła z pewną grupą krzywiniaków, będącą w odwodzie, zajęli oni miejsce na wzgórzach obok szosy Leszno – Osieczna i umieścili tam „ckm”.
Mimo braku rozkazów, dowódca kompani śmigielskiej ruszył z własnej inicjatywy, ale z pewnym opóźnieniem przez płoty i rowy ku pobliskiej drodze do Drzeczkowa, gdzie rozwinął swój oddział, szeroko na łąkach. Tu zapadł, ostrzeliwując się z rzadka, nie bardzo wiedząc co robić dalej. Nie znając położenia, Łukomski ograniczył się do roli obronnej, a nie otrzymując znikąd rozkazów, nie podjął działań zaczepnych. Pomimo to, kompania śmigielska odegrała w boju ważną rolę, tworząc swego rodzaju zaporę uniemożliwiającą podsunięcie się Niemcom pod miasto od strony zachodniej i ewentualne okrążenie oddziałów powstańczych znajdujących się na pozycjach pod wiatrakami.
Na całej linii trwały zacięte walki. Niemcy ostrzeliwali miasto oraz klasztor. Ostrzeliwali z dział prawe skrzydło oddziałów powstańczych i wprowadzili do walki karabiny maszynowe. Po pewnym czasie Niemcy skierowali ogień artyleryjski i miotaczy min na centrum oddziałów powstańczych. Ostrzeliwali powstańców gazem, a ci nie mając masek wpadli w chwilowe zamieszanie. Atak ten osłabił centrum powstańców, jednak wspierał je ogień z lewego skrzydła.
Dodatkowym utrudnieniem w czasie walki było podobieństwo mundurów. Aby uniknąć nieporozumień, powstańcy otrzymali białe opaski z bielizny, które pozakładali na rękawy.